Od czasu do czasu, kiedy miałam pewność, że jest całkowicie pochłonięty fascynującym ułożeniem jajek sadzonych i bekonu na swoim talerzu rzucałam mu krótkie spojrzenia mające za zadanie sprawdzić, czy nadal jest zły. Nie udało mi się nic wyczytać z jego bladej twarzy, ale przynajmniej mogłam się pogapić na jego piękną buźkę. Jak można być tak nieprzyzwoicie przystojnym?! Nie potrafiłam tego pojąć. Owszem, widywałam fajnych, bardzo urodziwych facetów, ale ten to już przesadził.
Powoli dochodziło do mnie pewne przerażające uczucie, które odrzucałam jak tylko mogłam. Broniłam się przed tym, nie chciałam się przyznawać do tego, co czuję. Nie chciałam tego. Zazwyczaj to ludzie czuli to do mnie, nie ja do nich. Raz, kiedyś mnie trafiło. Pamiętam ten strach, kiedy mnie mijał, to skręcanie w brzuchu, gdy widziałam, że na mnie patrzy, ten język jak kamień, gdy się do mnie odzywał. I to rozczarowanie, kiedy wiedziałam, że on woli inną.
Dlatego postanowiłam, że nie pozwolę temu nad sobą zapanować. Nie i kropka. Będę silna.
Widziałem jak co jakiś czas na mnie zerkała. Myślała, że tego nie widzę. Ale ja widziałem. Przez wiele lat mojego życia (i nie życia) nauczyłem się patrzeć na ludzi tak, by tego nie widzieli. Wiedziałem, że kiedyś mi się to przyda.
Patrzyłem na jej smutne oczy wbite w nietknięte jedzenie, na jej włosy spływające po ramionach jak kaskady płynnej czekolady, na jej długie palce bawiące się sztućcami, na jej lekko zarumienione policzki poznaczone niemal niewidocznymi, rzadko rozrzuconymi pod oczami piegami. Spojrzała na mnie. Tym razem zdecydowałem się nie odwracać wzroku. Zdziwiła się, gdy to zobaczyła. Uśmiechnąłem się do niej. Nie ironicznie, nie kpiąco. Delikatnie. Grzecznie. Radośnie. Przez chwilę nie wiedziała co z tym fantem zrobić, ale zaraz odwzajemniła uśmiech. Uwielbiałem ten widok. Uwielbiałem JĄ. Wiedziałem, że nadal nie może pogodzić się z tym, że musi tu być, że została zmuszona do przejścia na "tą złą stronę mocy". Ale poprzysiągłem sobie, że jej to wynagrodzę.
Przyglądaliśmy się sobie jeszcze kilka minut, po czym wstałem. Nie musiałem dzwonić łyżeczką o szklankę. Wystarczyło, że gwałtowniej się poruszyłem. Wszyscy zamilkli i zwrócili twarze w moim kierunku. Miałem ochotę na przemowę. Taką porządną.
- Moi słudzy... - zacząłem - Chciałbym poinformować was, że dzisiejsze zebranie zostanie zastąpione ceremonią inicjacji nowej Śmierciożerczyni. Wiecie mniej więcej jak to wygląda. Przychodzicie w szatach wojennych, tak zwanych służbowych, nie w sukniach i garniturach, jak na co dzień. Susan... ty przychodzisz w stroju, który za chwilę zostanie ci dostarczony. Narcyza zajmie się resztą twojego wyglądu. - Spojrzałem na Malfoyową, a ona skinęła głową. - Co jeszcze... aha. Macie być w Głównej Sali o dziewiętnastej trzydzieści, Susan o dziewiętnastej. I to chyba wszystko.
Z powrotem zająłem miejsce, tym samym dając ludziom niewerbalne przyzwolenie na powrót do swoich rozmów. Susan rozejrzała się z niepokojem po zebranych, po czym zwróciła wzrok na mnie. Uspokajająco kiwnąłem głową.
Narcyza właśnie kończyła strojenie mnie. Wyglądałam pięknie ale... dziwnie. Włosy miałam rozpuszczone. Jako że były niedawno myte poskręcały się lekko. Uwielbiałam te lekkie fale.
Gorzej było z twarzą. Pani Malfoy zadbała o to, bym wyglądała jeszcze groźniej niż zwykle. Na górnych powiekach narysowała mi dość grube kreski, które pociągnęła prawie do skroni. Oprócz tego wycieniowała je czarnymi cieniami. Usta oczywiście krwistoczerwone, a cera wybielona pudrem. Paznokcie, o które już dawno nie dbałam pomalowała czarnym lakierem. Nawciskała na mnie jeszcze kilka wężowych pierścieni i ciężki naszyjnik zakrywający niemal cały dekolt.
A własnie, suknia. Czarna, a jakże. Z przodu wycięcie w kształcie litery "V" a z tyłu... szkoda gadać. Plecy odkryte aż do samego końca. Kilka centymetrów, a byłoby mi widać tyłek.
Na plecach namalowała mi jakieś dziwne rytualne wzory z wężami i czaszkami.
Tak oto cudownie, z klasą i elegancją szłam na ceremonię non stop potykając się i lecąc na pysk z powodu taaaakich obcasów.
Wyglądała obłędnie. Z początku nie byłem pewien, czy dobrą suknię wybrałem, ale teraz już wiem. Najbardziej z tego wszystkiego podobały mi się nagie plecy ozdobione chwilowym tatuażem i duży dekolt. No i oczywiście oczy. Z takim makijażem były jeszcze bardziej pociągające. Podszedłem do Susan.
- Chyba musisz się tak częściej malować, wiesz? - zagaiłem zalotnym tonem.
- Każda kobieta lepiej wygląda z tynkiem na twarzy.
- Chodzi mi tylko i wyłącznie o oczy.
- Tak, wiem. Są tak cudownie naturalne.
- Oj, przestań marudzić. Wyglądasz pięknie.
- Dziękuję. - rzuciła mi spojrzenie spod wydłużonych rzęs nieumyślnie oblizując usta. Gdyby nie było wokół nas ludzi nic nie powstrzymałoby mnie przed rzuceniem się na nią i całowaniem jej tak, że nie miałaby czasu nabrać powietrza. Ograniczyłem się tylko do łapczywego spojrzenia i zaproszenia jej na ceremonię.
Boże. Nie potrafię tak dłużej. Muszę to przyznać.
Kocham go.
KOCHAM CIĘ NORMALNIE <3
OdpowiedzUsuńjak zwykle cudownie ^^
Och dziękuje ;) ale jakby co nie wymuszalam komentarza ;)
Usuńnie komentujemy, bo z zapartym tchem czytamy twoje teksty. I nie możemy się doczekac następnych ;)
OdpowiedzUsuńdobreeeeee :D dzisiaj coś dodam z racji na taaaaki ruch :P
OdpowiedzUsuńdawaaaajjjjj, bo nie mg się doczekać :D
OdpowiedzUsuńno, czekamy! :D
OdpowiedzUsuńŚwietne:) dobry pomysł z powrotem voldiego... ale opisz dokładnie jak do tego doszło. Np. czy jakiś zagorzały śmierciojad go wskrzesiłi takie tam... ja zapraszam na mojego bloga. Pisze o chłopcu który jest nieplanowanym synem ... zobaczysz kogo. :)
OdpowiedzUsuńDokładna historia jest w zakładce "Historia Powrotu Toma" :D a do Ciebie bardzo chętnie wejdę ;) tylko proszę, by zostawiać zaproszenia do siebie w zakładce "spamownik" :D
Usuńa tu link do mojego bloga http://sekretybrianajohnsa.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNo i gdzie to nastepne opowiadanie ?
OdpowiedzUsuńjest już ;)
Usuń