wtorek, 14 maja 2013

Chambre de la mort

Spałam dość długo. Ja w ogóle dużo śpię. Tyle że tym razem to nie była moja wina. Mimo że świeże powietrze wypleniło chwasty perfum z mojej głowy, dawniej ulubiona mieszanka nadal plątała się ostatkami sił po mej biednej łepetynie. Lekko otworzyłam powieki. Widziałam tylko jakieś rozmazy. Po chwili zauważyłam czarną plamę tuż nad moją głową. Domyśliłam się, że to włosy Toma. Powoli, powolutku zaczynałam wyostrzać. Po jakichś pięciu minutach widziałam już dobrze. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Tom chciał mi  w tym przeszkodzić, ale ja i tak wygrałam. Jak zawsze zresztą.
Skutkiem mojego powrotu do rzeczywistości było ponowne pojawienie się pytania: co to było?
Wiedziałam, że jedyną osobą, która była w stanie odpowiedzieć na moje pytanie był Riddle.
- Co to miało być? To coś... ten korytarz. Co... po co ci to niby?
Chwilę czekałam zanim mi odpowiedział. Siedział na bogato zdobionym fotelu koło mojego łóżka i cały czas patrzył (o ile można nazwać to patrzeniem) tępym wzrokiem w podłogę. Powoli jego oczy przesunęły się na moją twarz.
- To... to była Komnata Śmierci. - Wyszeptał.
- Wiesz, tyle to akurat byłam się w stanie sama domyślić. Chodziło mi raczej o konkrety.
- Komnata Śmierci została wybudowana przez jednego z moich przodków. Jest tu w razie, gdyby ktoś włamał się do zamku. Wabi obcych czymś w rodzaju aury. Ty trafiłaś tam przez przypadek. Normalnie Komnata nie przywołuje lokatorów. Idąc w kierunku Chambre de la mort, bo tak właściwie się nazywa, coraz wyraźniej czuje się swój ulubiony zapach. Z początku sprawia to przyjemność, więc idzie się dalej. Po jakimś czasie woń staje się nieznośna i powoduje zawroty głowy i w końcu utratę przytomności. Podczas snu pojawiają się obrazy. Prorocze sny w postaci metafory. Są one obrazem tego, co się stanie, jeśli przeżyje się spacer po Chambre. - Kiedy usłyszałam słowo prorocze myślałam, że zemdleję.
Znowu. Znowu mojemu życiu zagraża niebezpieczeństwo. Ja wiem, miss dobrych uczynków nie jestem, no ale bez przesady. - Dlatego tak ważne jest, co cis się śniło. - Dokończył.
- Nie pamiętam. - Odpowiedziałam niemal natychmiast. Tak naprawdę to pamiętałam. Ale wiedziałam jaka będzie jego reakcja; wcale nie miałam ochoty na izolację od społeczeństwa i życie w szklanej kuli. - Ale ja przecież nie doszłam do końca. - Chciałam jak najszybciej zmienić temat.
- No i dobrze. Gdybyś znalazła się w środku nie miałabyś szans. W sumie to w ogóle nie miałaś szans, ale sama widzisz jak wyszło.
- Widzę, że już ci się humor poprawia. Przed chwilą zbity szczeniak, a teraz prawie jak pies na baby.
- Yyy... Wiesz, że "pies na baby" ma inne znaczenie, nie?
- To był żart idioto.
Nastąpiła chwila ciszy po czym wybuchnęliśmy śmiechem. Tym razem było jeszcze gorzej od ostatniego ataku. Śmialiśmy się przez dobre piętnaście minut, tak, że Tom wił się na podłodze, a ja na łóżku.

*********************************************************************************

Z początku się o nią martwiłem, ale kiedy widziałem ją śmiejącą się natychmiast mi przeszło. 
Ale nie mogłem nawet myśleć o tym, że mogła tam leżeć dłużej... W każdym razie teraz już będzie wiedziała, że to miejsce ma omijać. Będę musiał tylko zabezpieczyć inne zakątki, które mogą być dla niej niebezpieczne...

*********************************************************************************

- Panie... - Do pokoju weszła Bellatrix niemal zgięta wpół - Lucjusz miał dziś wykonać egzekucję. I... miałeś go, Najwspanialszy, nadzorować.
- Już idę, idę - Tom cały czas trząsł się ze śmiechu. Lestrange oglądała to "show" z przerażeniem w wielkich, czarnych oczach. Ale musiała się przyzwyczaić, tak będzie częściej.
Riddle podniósł się z krzesła usiłując się (dość nieudolnie) uspokoić. Wychodząc pocałował mnie w policzek.
Zostałam sama.
Rzuciłam się na poduszki. Chciałam jeszcze chwilę odpocząć; byłam bardzo zmęczona. Leżałam gapiąc się w sufit i pogryzając suszone jabłka, które przyniosły mi skrzaty. Lubiłam tak leżeć, nic nie robić, i wyłączać myślenie. Ale - jak zazwyczaj spotyka mnie takie szczęście - coś musiało mi przerwać.
Poczułam ucisk. Coś ciążyło mi na obojczyku. Spojrzałam w to miejsce. Nie było tam nic oprócz naszyjnika od Toma... no właśnie. Wielki szafir oszlifowany na kształt diamentu lekko jaśniał... jak różdżka podczas Nox. Cały naszyjnik zaczynał już powoli mnie dusić. Chciałam go odpiąć, ale nie mogłam. Zaczęłam coraz łapczywiej nabierać powietrza, charcząc przy każdym wdechu. Zaczęłam szarpać za łańcuszek, ale to nic nie dawało.
Po chwili do pokoju wpadł Tom z wyciągniętą różdżką i mieszanką strachu i wściekłości na twarzy. Nie spojrzał na mnie, cały czas rozglądał się po pokoju. W jednej chwili, nawet nie zauważyłam kiedy, chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął. Zaczęłam biec za nim wolną ręką odciągając naszyjnik od gardła. Zbiegliśmy na sam dół zamku: dokładnie tam, skąd pochodziły same niemiłe wspomnienia. Riddle machnął różdżką w stronę ściany, która się rozstąpiła. Wbiegliśmy do ciemnej komnaty. Tom zamknął za nami przejście i pociągnął mnie dalej. Krzyczałam, żeby coś powiedział, żeby uwolnił mnie od wisiorka... na nic. Ignorował mnie. Cały czas ciągnął mnie niżej i niżej.
Poczułam zapach gleby. Byliśmy w podziemnym tunelu. Biegliśmy naprawdę szybko, szybciej niż potrafiłam. Moje nogi nie wytrzymały i potknęłam się wpadając na Riddle'a. On jęknął załamanym głosem patrząc w górę, jakby widział przez warstwę ziemi, wziął mnie na ręce i biegł dalej. Po jeszcze kilku minutach wyścigu postawił mnie na ziemi i sam oparł się o ścianę, dysząc ciężko.
- Co to miało być? - zapytałam ze złością w głosie. Naszyjnik już poluźnił uścisk, mogłam wreszcie oddychać.

Już chciał mi odpowiedzieć, ale nie zdążył. Gdzieś ponad nami rozległ się donośny huk. Tom zaklął głośno.

Ja już wiedziałam co się stało.

Ktoś wiedział, że tu jestem.

Ktoś wiedział, co tu robię.

Ktoś wiedział, że jestem Śmierciożercą.




Proroczy sen się spełniał.







******************************************************************************************************************************************************************
No. Udało się. Wybaczcie mi, że tak długo, ale końcówka roku szkolnego się zbliża...

Ten rozdział dedykuję Mahomo, która pod każdym postem błaga mnie o nowe wpisy motywując mnie do działania. Gdyby nie ona, pewnie byłabym nadal w piątym rozdziale :) Dziękuję Ci :*


Pisząc tego posta wpadłam na pewien pomysł. Chciałabym, żebyście w komentarzach opisali, jak wyobrażacie sobie mnie wnioskując po sposobie pisania. Wiem, że to kretyński pomysł, ale chciałabym, żebyście tak zrobili, ok? Madzia, Ty nie, bo Ty mnie znasz :* I jak napiszesz to wszyscy będę wiedzieli i się popsuje zabawa :)
Napiszcie jak wyobrażacie sobie moją twarz, włosy, wzrost, sylwetkę, charakter, wiek, styl ubierania się, muzykę, której słucham i co tam jeszcze wymyślicie :) Liczę na Waszą kreatywność :) W następnym poście napiszę kto z Was miał rację :)

I mam jeszcze jedną prośbę :)
Otóż, kiedy byłam w podstawówce moja nauczycielka języka polskiego przy każdym wypracowaniu po lekturze mówiła mi, że piszę podobnym stylem co autor. Po prostu czytając książkę na jakiś czas przejmowałam styl pisania autora lektury.
Chciałabym, żebyście napisali też, czyj styl pisania (jakiego autora) przypomina Wam mój styl, biorąc pod uwagę brzmienie tekstu, nie tematykę :D

Dziękuję z góry i pozdrawiam :)