Nie mogłam w to uwierzyć. Zgodziłam się. zostałam Śmierciożercą. Boże. Co się ze mną dzieje?
Odetchnąłem. Teraz będzie bezpieczna. Nie chciałem, nie chciałem jej zabijać. Ukrywałem to, ale byłem tak zdesperowany, że mało brakowało, a bym ją wypuścił. Boże. Co się ze mną dzieje?
- Dobrze. Cieszę się, że podjęłaś właściwą decyzję. - Nacisnął swój Mroczny Znak. W chwilę potem pojawiła się Astoria Malfoy. - Astoria zaprowadzi cię do jadalni, a potem pokaże ci komnatę, którą dla ciebie przygotowałem. Tam przebierzesz się w nowe szaty i zapoznasz się z naszymi zasadami. O szesnastej mamy zebranie.
I deportował się.
Nastąpiła chwila ciszy.
Astoria delikatnie chwyciła mnie za nadgarstek.
- Chodź. na pewno jesteś głodna. - zrobiłam co kazała. Okazało się, że jadalnia to wielkie pomieszczenie, na którego środku stoi długi na niemal całą salę stół z hebanu. Było przy nim wiele krzeseł z tego samego materiału. Ale nie to przykuło moją uwagę. Było na nim tyle kolorwego jedzenia, że można było doznać oczopląsu. Mój żołądek podskoczył. Powoli podeszłam do jedzenia.
- Usiądź. - Malfoy wskazała mi jedyne miejsce, przy którym leżało nakrycie. Zajęłam miejsce i natychmiast stwierdziłam, że krzesło jest bardzo wygodne. Siedziałam u szczytu stołu. - Zostawię cię na chwilę samą, muszę pomówić z Czarnym Panem.
Skinęłam głową. Czekałam tylko kiedy wyjdzie. Jak tylko usłyszałam huk drewnianych, bogato zdobionych drzwi rzuciłam się na jedzenie jak wściekła.
Siedziałem niezwykle zadowolony w swoim gabinecie, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Panie - do pokoju weszła Astoria. - Chciałam zapytać...
- Zaprowadziłaś dziewczynę do jadalni?
- Tak.
- Dobrze. Więc pytaj.
- Co dokładnie mam jej wyjaśnić? Mówiłeś, Panie, że mam jej opowiedzieć o obowiązujących tu zasadach. Co dokładnie miałeś na myśli?
- Powiedz jej wszystko, co wiesz. Jak ma się zachowywać względem mnie, jak będzie używała Mrocznego Znaku, kiedy już go dostanie, na czym będzie polegała inicjacja i jakich zaklęć będziemy od niej wymagali. Wyjaśnisz jej jakie ubrania w jej garderobie są na jaką okazję i jak często będzie musiała stawiać się u mnie na kontrolę.
- Dobrze.
- Oprócz tego zaprowadzisz ją do jej komnaty.
- Która jest jej?
- Złota.
- Złota?! - Posłałem jej mordercze spojrzenie. - Przepraszam, Panie. Po prostu... Złotą Sypialnię miał zająć mój syn.
- To mój dom.
- Jak sobie życzysz Panie - powiedziała potulnie, ale słychać było, że jest niezadowolona. Nie mój problem.
- Idź po nią.
O Boże, nigdy tyle nie zjadłam. Właśnie odkryłam, że całe moje życie byłam niedożywiona. W każdym razie w porównaniu z tym, co jest tutaj. Jezu. Gęsi, pieczenie, placki, fontanny czekoladowe, egzotyczne owoce, kurczaki z rożna... Nie wiem co jeszcze. Po prostu mnie zamgliło. Niestety błogą rozkosz przerwała mi Astoria.
- Możemy już iść.
Niechętnie wstałam od stołu. Mimo, że zeżarłam chyba z tonę jedzenia, nie było tego po mnie widać. Nadal byłam tylko kościotrupem, ale moja cera stała się odrobinę ładniejsza.
Astoria prowadziła mnie długim korytarzem, całym w obrazach sławnych Ślizgonów. A to Merlin, a to Salazar, a to jeszcze inny typek. W końcu dotarłyśmy do wielkich, czarnych (a jakże), pięknie zdobionych drzwi ze złotymi ornamentami. Chciałam sprawdzić co przedstawiają obrazy na nich namalowane, ale Astoria już je otwierała i nie było na to czasu. Jakoś dziwnie minęło mi to poczucie niesprawiedliwości i skrzywdzenia, które czułam zaraz po podjęciu decyzji o przyłączeniu się do Śmierciożerców. Ale pewnie wróci.
Jak zobaczyłam wnętrze mojej komnaty to dosłownie wryło mnie w ziemię. To było coś pięknego. Nie mogłam w to uwierzyć.
Pomieszczenie było zbudowane na planie koła. Jego ściany były kremowe. Na środku stało wielkie, złote, królewskie łóżko*. Było cudowne. Aż się chciało rzucić na nie i tak leżeć przez cały dzień.
- To twój pokój.
- Jest piękny - westchnęłam z rozmarzeniem.
- Miał należeć do mojego syna, więc się ciesz. - odpowiedziała suchym głosem.
- Co? - zdziwiłam się. Z początku nie wiedziałam o czym mówi, nadal otumaniona gapieniem się na pokój.
- Scorpius miał tu mieszkać. Ale Czarny Pan stwierdził, że woli widzieć w niej ciebie.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Powiedział, że to jego dom i że może zmieniać jego lokatorów kiedy tylko chce.
Zrobiłam współczującą minę, ale tak naprawdę nie było mi jej absolutnie żal. Nie miałam zamiaru ustąpić pokoju Scorpiusowi.
- Miałaś mi coś powiedzieć. - powiedziałam dość mocnym tonem.
- Co? A, tak. Miałam ci wyjaśnić czym jest bycie jedną z nas.
- Yhm.
- Więc tak. Zanim zostaniesz pełnoprawną Śmierciożerczynią będziesz musiała przejść inicjację. Będzie ona polegała na sprawdzeniu twoich zdolności czarnomagicznych. Największym problemem nie będzie samo rzucenie zaklęcia. Trudnością będzie użycie go na człowieku. Całkiem niewykluczone, że będziesz musiała kogoś zabić czy torturować. Dziś na zebraniu Czarny Pan wybierze ci nauczyciela i powie, które zaklęcia masz znać. Za tamtymi drzwiami jest garderoba. Są w niej tylko szaty obowiązujące cię podczas zebrań i kiedy przebywasz w Riddle Manor. O tym, że nie możesz takiego czegoś założyć do Hogwartu zapewne wiesz. W tym domu wolno ci chodzić tylko w ubraniach, które są tutaj, nie przynoś nic swojego. Jeśli chcesz coś oddać do prania wkładasz to do pudełka, które jest w szafie. Rozumiesz?
- Tak.
- Śniadania są o dziesiątej, a wczesna kolacja o czwartej po południu. Dopóki nie masz Mrocznego Znaku na wszystkie zebrania będzie odprowadzać cię Narcyza.
Jest czternasta. Za pięć szesnasta masz być już w Sali Obrad.
- Fajnie, że wiem gdzie to jest. - Warknęłam.
- Tam skąd dzisiaj zaprowadziłam cię do jadalni. W każdym razie masz ubrać jedną z tych długich czarnych sukien. Do Czarnego Pana nie mówisz po imieniu, tylko per Panie. Kiedy widzisz go po raz pierwszy danego dnia lub kiedy przerywasz jakąś jego czynność, kłaniasz się. Wchodzisz do jego gabinetu, ukłon, widzicie się rano przy śniadaniu, ukłon. - Nie podobało mi się to, że mam mu się kłaniać. Już chciałam coś odszczekać, ale znów odezwała się: - To chyba wszystko. Do zobaczenia na zebraniu.
I deportowała się.
Nie mogłem przestać o niej myśleć.
Cały czas krążyła w mojej głowie, słyszałem jej głos i widziałem jej twarz. A co gorsza, miałem poczucie winy. Ja. Lorda Voldemorta gryzło sumienie. Do czego to doszło.
Kiedy tak ubolewałem nad swoją słabością jej twarz znowu pojawiła się w mojej głowie. Była roześmiana, choć nigdy jej takiej nie widziałem. Potem zacząłem słyszeć jej słowa, niemal wszystko, co mówiła. Widziałem jej włosy, oczy, skórę... wszystko było tak niesamowicie piękne, że mimo iż nie chciałem dopuszczać tego typu obrazów do siebie, sprawiało mi to wielką przyjemność.
Nie, nie, nie! Koniec z tym! Chciałem jak najszybciej wypędzić jej twarz z mojej głowy. Podszedłem do szafki z alkoholami i nalałem sobie Ognistej Whisky.
Siedziałam na łóżku w swojej sypialni. Było piekielnie wygodne. Ten pokój w ogóle był przepiękny. Złote zasłony, kamienny kominek... co z tego, że nie był w moich ulubionych kolorach Slytherinu? Złoto też jest dobre, chyba, że się je połączy z czerwienią, wtedy zaczyna wkurzać. Jeszcze chwilę rozkoszowałam się wygodą mojego łoża, po czym wstałam i udałam się do garderoby. Spodziewałam się małej wnęki, a tu co? Średniej wielkości pokój! Miał taki sam kształt jak sypialnia. W półokręgu wisiały dziesiątki sukien i szat. Dopiero po chwili zobaczyłam, że ubrania nie są zawieszone w powietrzu, lecz na czymś w rodzaju migoczącej mgiełki układającej się w kształt wieszaków. To było takie śliczne, że chyba przez pięć minut lampiłam się na te małe, świecące gwiazdeczki.
W końcu udało mi się oderwać od nich wzrok. Zajęłam się wyborem sukni na zebranie. Wybór miałam utrudniony ze względu na całą gamę kolorów: wszystko czarne.
W końcu zdecydowałam się na egzemplarz długi do ziemi, z górą przylegającą a dołem luźnym. Suknia wykonana była z tej drogiej odmiany bawełny, z której zawsze mam szyte szaty domowe. Stwierdziłam, że zanim założę sukienkę, wypadałoby się odświerzyć po tygodniu siedzenia w stęchłej celi. Wzięłam prysznic, wyszorowałam zęby i umyłam włosy. Nie wróciły jeszcze do naturalnego koloru, ale już było z nimi troszeczkę lepiej. Wspomniałam, że do pokoju przylegała łazienka, tak całkowicie moja? Była urządzona w tym samym stylu co sypialnia i garderoba, tak trochę po królewsku.
No więc jak już doprowadziłam się do porządku nałożyłam suknię. Szczerze mówiąc, nie było tragedii. Luźny dół zakrywał wystającą miednicę a żebra tylko leciutko zarysowywały się na obciałej części. Tasiemka oddzielająca górę od spódnicy wizualnie powiększyła moje wcięcie w talii.
Zegar zadzwonił na wpół do czwartej. Maznęłam rzęsy znalezionym w szafie tuszem, spsikałam się jakimiś drogami perfumami ( w międzyczasie odkryłam toaletkę w sypialni ) i wyszłam z pokoju. Chciałam się wrócić po jakąś pelerynę, ale zrezygnowałam, bo przypomniałam sobie, że sukienka ma długi rękaw.
Tak więc znowu szłam długim korytarzem. Mogłam się zwyczajnie deportować do Sali Obrad, ale bałam się pojawić się nie tam, gdzie trzeba i mieć kłopoty.
Zauważyłam, że moja suknia migoce tak, jak magiczne wieszaki w garderobie. Ucieszyłam się z tego, bo kochałam ładnie wyglądać.
Wreszcie dotarłem do Sali Obrad. Nikogo jeszcze nie było. Ogarnęło mnie to uczucie zdrady, zbytniej uległości i słabości. Zaczęłam się bać. Nie mam różdżki, a bez niej zbyt dobrze czary mi nie wychodzą.
Co gorsza, znowu poczułam ból. Ten sam ból, który czułam tamtej nocy w celi.
*********************
* - opisałam sypialnię trochę nieudolnie, niedokładnie, na podstawie mojego opisu trudno ją sobie wyobrazić, niestety. Dlatego wstawiam adres strony z sypialnią, na której się wzorowałam.
http://dom.forto.pl/2007/09/20/romantyczna-sypialnia/
"Moja" sypialnia to druga od góry. Na drzewko, zielony obrazek i wiatrak nie zwracajcie uwagi, w opowiadaniu ich nie ma :D
Następna notka najpóźniej jutro, bo mam długotrwałą wenę :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz