Obudziło mnie coś, czego spodziewałam się już nigdy nie poczuć.
Duszenie.
Chwyciłam się za gardło. Naszyjnik. Zapomniałam, że cały czas go noszę. Próbowałam go zerwać, ale nic to nie dało. Dopiero, kiedy dotarło do mnie, że czeka mnie coś gorszego niż trochę zbyt ciasny łańcuszek. Zerwałam się z łózka i ucisk ustał.
Wyjrzałam przez okno. Chmary mioteł. Czyli Aurorzy wiedzą. Tak, wiem, mówię to po raz setny, ale teraz naprawdę było źle. Nie wiedziałam co robić. Działałam pod wpływem impulsu. Chyba czas zahamować te impulsy, tak na marginesie. Ten może mi napędzić dużo kłopotów.
Przemieniłam się. W środku dormitorium z niskiej chudziny stałam się wielkim testralem. Wybiłam szybę łbem i wyskoczyłam przez okno. Jakim cudem moje ogromne skrzydła się tam zmieściły, nie wiem. W pokoju nikogo nie było, więc świadkowie byli teraz moim najmniejszym problemem.
Z pewnością takie se czarne bydlę wylatujące z okna dormitorium raczej nie należało do codziennych krajobrazów Hogwartu i okolic, ale przecież świat mknie do przodu. W głębi resztek mojej duszy dziękowałam za osobne dormitorium na piętrze wyższym niż normalne sypialnie Slytherinu. Od jakiegoś czasu uczennice szóstego roku o lepszych wynikach mają sypialnie z widokiem na jezioro... no i z oknem wylotowym dla takich mutantów jak ja.
*********************************************************************************
Susan jest w niebezpieczeństwie. To jedyna rzecz, o której byłem w stanie teraz myśleć. Czułem ucisk na pierścieniu połączonym z jej medalionem. Z najcenniejszą rzeczą zarówno dla mnie, jak i dla niej.
- Specteria - wyszeptałem. Za chwilę wszyscy Śmierciożercy poczują palący ból na lewych przedramionach i momentalnie wyruszą do Hogwartu. Ten nowy sposób był znacznie szybszy, bo nie musiałem tłumaczyć tym półgłówkom co i gdzie mają robić. Wiedzieli o tym od razu za pomocą sieci połączeń tworzonych między moim a ich umysłami w chwili wypowiadania tego zaklęcia. Za chwilę Susan będzie bezpieczna.
*********************************************************************************
Poczułam ból, którego nie umiałam zlokalizować. Być może dlatego, że właśnie śmigałam między Aurorami próbując uniknąć ich zaklęć. Ale wiedziałam, że coś się dzieje.
*********************************************************************************
Sam też postanowiłem wyruszyć. Szybko przemieniłem się jastrzębia i poleciałem ratować to, co jeszcze było do ratowania.
*********************************************************************************
Było coraz gorzej. Aurorzy wiedzieli, że ja to ja. Ktoś nakablował. Ktoś z naszych. Skoro i tak nadchodził mój marny koniec, postanowiłam ofiarować światu w zadośćuczynieniu moją tajemnicę. Gwałtowny skurcz mięśni i poczułam, jak kopyta zmieniają się w palce a łeb w głowę. Poczułam wyrastające z mojej głowy włosy, znów długie i piękne. Moc, której nie używałam została obudzona po wielu latach. Nigdy nie byłam silniejsza. Nie panowałam nad nią. Po raz pierwszy w życiu nawet nie próbowałam. Pozwoliłam jej żyć. Miałam zamknięte oczy, ale czułam spojrzenia atakujących. I nie tylko. Czułam na sobie oczy jednej osoby, której wzrok rozpoznałabym zawsze, czy widząc go, czy nie. Moje ciało ułożyło się tak, jakby niewidzialna siła unosiła je w stronę nieba. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam długie, falowane blond włosy i ciemnoniebieskie oczy. Porcelanowobiałą skórę i długą, zwiewną czarną suknię. Wokół mnie roztaczał się blask, jak na mugolskich filmach, tylko że czarny. Mroczny Znak był ciemniejszy niż zwykle. Mózg kazał mi się ratować, w końcu znajdowałam się kilkanaście metrów nad ziemią. Ale zbyłam go. Wisiałam w powietrzu i dopóki nie usłyszałam powolnego trzepotania z tyłu głowy, nie wiedziałam dlaczego.
Miałam skrzydła. Olbrzymie, większe niż u testralowej wersji mnie, idealnie ułożone z czarnych jak noc piór, lśniących na granatowo w promieniach porannego słońca. Przesunęłam przerażająco spokojne spojrzenie na najbliższej latającego, a raczej zatrzymanego podczas lotu Aurora. Rozpoznałam w nim ojca tych rudych, chyba brata i siostry. Uśmiechnęłam się do niego unosząc lewy kącik ust. Patrzyłam na niego spode łba. Tak mi przykro, że osieroci dwóję dzieci.
*********************************************************************************
Patrzyłem na nią z niekłamanym podziwem. Nikt nie mógł mnie poznać, jastrząb to przecież tylko ptak. Miotała zaklęciami na wszystkie strony, nawet nie wyciągając różdżki zza paska jej sukni, długiej i lekko powiewającej na wietrze. Zabiła prawie wszystkich. Odleciał tylko jeden. Śmierciożercy tylko krążyli wokół w postaci czarnych chmur dymu razem ze mną. Nie potrzebowała naszej pomocy.
Najbardziej zdziwiły mnie jej skrzydła. Wiedziałem, że potrafi zmieniać się w testrala, ale to? Ile jeszcze tajemnic ukrywała? Ich rozpiętość była dwa albo trzy razy większa niż jej ramiona, kiedy rozrzuci je na boki. Powoli uginały się do środka, tylko po to by potem znów z cichym hukiem znów rozpiąć się na całą odległość.
Zdaje mi się, że słyszałem kiedyś o stworzeniu, które wyglądem przypominało kobietę, ale w rzeczywistości było mutacją wili i jakiegoś drapieżnego ptaka. Nie był to Demon Naturalny, czyli taki, jak na przykład połączenie wilkołaka i wili. Należał do Demonów Krwi - wyhodowanych w probówce. Ale nie potrafiły zmieniać się w testrala.
A Susan nie mogła nim być.
*********************************************************************************
Jeden uciekł. Widziałam, jak śmigał kiedy byłam zajęta zabijaniem jego kumpli. Pode mną na ziemi leżało kilkanaście ciał. Nade mną z kolei krążyli Śmierciożercy w postaci dymu i... jastrząb? Przepraszam, co? Może po prostu poczuł zapach śmierci, pomyślałam. Ale nie pikował w stronę ziemi. Krążył i jakby mi się przyglądał.
Daleko w tyle usłyszałam krzyki. Nie obejrzałam się. Jeśli mają mnie rozpoznać, to dopiero po zobaczeniu ogłoszenia w Proroku. Z drugiej strony, i tak by mnie nie poznali, w złotych włosach i niemal granatowych oczach.
Wiedziałam jedno. Moja moc urosła. Zaklęcia Aurorów próbujących zrobić mi krzywdę w ostatnich chwilach swej agonii odbijały się ode mnie jak od tarczy.
A to tylko dlatego, że ja, Susan Falcon, nie mogłam zginąć inaczej, niż mówi klątwa. W pewnym wieku, może a dwa, trzy lata, przestanę się starzeć i na zawsze pozostanę taka, jaka jestem. Jedyną rzeczą mogącą mnie zabić jest klątwa.
Dopóki utrzymuję jej ciężar na moich barkach, jestem nieśmiertelna.